Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]





Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 2 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Mit Grońskiego - ekstremalne Trasy w Polskich Tatrach
PostZamieszczono: 19 sty 2011, 21:15
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 sty 2011, 20:32
Posty: 76
Lokalizacja: Radom
Podziękował : 0 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Niewiele jest miejsc w Tatrach Wysokich, które działają na wyobraźnię narciarza bardziej, niż Zachód Grońskiego. Jeden z najtrudniejszych zjazdów tatrzańskich, który aż jedenaście lat czekał na powtórzenie, dla wielu narciarzy wydaje się być poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika. Czasem jednak warto skonfrontować mit z rzeczywistością.

Narciarstwo ekstremalne w Tatrach nie ma zbyt wielu orędowników. Powodów jest zapewne kilka. Po pierwsze najtrudniejsze, eksponowane zjazdy to tak naprawdę igra-nie ze śmiercią - przy braku solidnej asekuracji najmniejszy błąd można przypłacić śmiertelnym upadkiem. Po drugie parko-we przepisy nie do końca regulują kwestię tego typu aktywności. Wiadomo, że na nartach można się poruszać wzdłuż szlaków turystycznych lub w ich bezpośrednim sąsiedztwie - wybierając najbezpieczniejszy wariant. A co z drogami taternickimi? Jeżeli wiosną można się w Tatrach wspinać, to wydaje się najzupełniej logiczne, że można także zjeżdżać na nartach drogami wspinaczkowymi. Wszak narciarstwo ekstremalne to raczej rodzaj taternictwa, niż turystyki narciarskiej. Tutaj zdania są jednak podzielone - nawet, wśród pracowników parku. Dlatego zawsze warto brać pod uwagę perspektywę zapłacenia mandatu. Jest jeszcze jedna kwestia - sezon narciarski w Tatrach formalnie kończy się z końcem kwietnia, a właśnie wtedy w wielu żlebach zaczynają się najlepsze i najbezpieczniejsze warunki do zjazdów.

W narciarskiej eksploracji Tatr bardzo pomógł przewodnik Narciarstwo wysokogórskie w Polskich Tatrach Wysokich Karola Życzkowskiego i Józefa Wali, który ukazał się trzy lata temu nakładem Sklepu Podróżnika. Opisano w nim ponad sto zjazdów tatrzańskich, wyceniając je w skali od 0 do 6. Od dwóch sezonu konsekwentnie podnosiłem sobie poprzeczkę, zjeżdżając m.in. z Pośredniej Turni do Świnickiej Kotlinki (+3), z Rysów do Kotła pod Rysami (+3), z Głaźnych Wrótek do Dolinki za Mnichem (-4), ze Świnicy na Świnicką Przełęcz (-4) i z Kościelca Żlebem Zaruskiego (+4). Działałem także po słowackiej stronie Tatr, zaliczając zjazdy m.in. z Zawraciku Rówienkowego, Rohatki, Czerwonej Ławki, Świstowego Szczytu, Baranich Rogów i Wysokiej. Wiosną tego roku postanowiliśmy porwać się na pierwszą „piątkę”. Wybór padł na Hińczową wprost. Odpinając nar-ty nad brzegiem Morskiego Oka zgodnie uznaliśmy, że jest to jeden z najpiękniej-szych zjazdów narciarskich w Tatrach. Chwile później,siedząc na drewnianej barierce przed schroniskiem spoglądaliśmy w kierunku Wołowego Grzbietu i zastanawialiśmy się, jak bardzo tatrzańska „piątka” różni się od „szóstki”. Czy Zachód Grońskiego jest rzeczywiście poza naszym zasięgiem? Niektóre zjazdy, podobnie jak niektóre drogi wspinaczkowe, obrasta-ją legendą i stopniowo zaczynają obrastać nimbem niemożliwości. Podobnie było z Zachodem Grońskiego. Kiedy po jedenastu latach wyczyn Piotra Konopki powtórzył Edek Lichota, jego zjazd odbił się głośnym echem w środowisku. Kolejnych „wariatów” jednak nie przybywało. Ale legendy są po to, żeby się z nimi mierzyć. A jak to zwykle w takich wypadkach bywa – najtrudniej jest spróbować. My spróbowaliśmy.

19 maja dokładnie w moje 31. urodziny lustrowaliśmy z Kotła pod Rysami linię zjazdu. Plan był prosty. Podchodzimy za-chodem na Małą Wołowa Szczerbinę, wiedząc, że w każdej chwili możemy zawrócić. Jeżeli już uda nam się wyjść, to przecież nie będziemy schodzić z nartami na plecach. Trzeba będzie zjechać. Początek podejścia nastawił nas optymistycznie – stromy żleb w dolnej części wyglądał bardzo zachęcająco. Później jednak nie było już tak fajnie. Pokonanie ciągnących się w nie-skończoność stromych pól śnieżnych, pod-ciętych progiem opadającym do Wyżniego Czarnostawiańskiego Kotła, zmęczyło nas psychicznie. Buty obsuwały się w miękkim śniegu, a czekan dawał niezbyt pewną asekurację. Było stanowczo za miękko. Narty zostawiliśmy dziesięć metrów pod przełęczą, bo resztka śniegu na ostatnim odcinku nie nadawała się do zjazdu. Wbicie się w wiązania po krótkim odpoczynku zmieniło perspektywę. Stwierdziliśmy, że na nartach czujemy się tutaj znacznie pewniej i powoli stres ustępował miejsca adrenalinie. Pierwszy odcinek trawersu pokazał, że narty dość pewnie trzymają się stoku, chociaż przy okazji spuściliśmy do kotła sporo mokrego śniegu. Nabraliśmy pewności siebie. W górnej części zjazd był dziwny – eksponowany trawers urozmaicały dwa kilkumetrowe podejścia na nartach i dwa odcinki stromego, podciętego stoku, na którym można było trochę pokręcić. Na jednym z odcinków trawersu niespodziewanie zapadł się pode mną śnieg i obsunąłem się kilka metrów, hamując nartami na skałach. Patrząc niepewnie w dół kotła stwierdziłem, że miałem naprawdę sporo szczęścia. Pokonanie żlebu w dolnym odcinku było już czystą przyjemnością. Spoglądając z Kotła pod Rysami w kierunku Wołowe-go Grzbietu zdaliśmy sobie sprawę, że w przeciwieństwie do zjazdu z Hińczowej Przełęczy, pokonanie Zachodu Grońskie-go było typowym wyczynem. Zdecydowanie bardziej wymagającym od strony psychicznej, niż technicznej i nie obfitującym w zbyt wiele momentów dających czystą przyjemność jazdy. Wyczynem, którego raczej nie zamierzamy powtarzać. Tym bardziej, że w Tatrach jest jeszcze kilka „szóstek”, z którymi chcielibyśmy się zmierzyć.
Tatnańskie „szóstki”

W przewodniku Narciarstwo wysokogórskie w Polskich Tatrach Wysokich Karola Życzkowskiego i Józefa Wali, najwyższą wycenę zyskało pięć zjazdów.
Są to - licząc od wschodu:
Z Małej Wołowej Szczerbiny Zachodem Grońskiego, trudność 6. Pierwszy zjazd: Piotr Konopka, 4 czerwca 1994
Z Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego przez Wyżni Czarnostawiański Kocioł, trudność 6. Pierwszy zjazd: Piotr Konopka, 11 maja 1994- (zdejmując narty). »
Z Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego przez Kazalnicę Mięguszowiecką i Wiszący Kociołek, trudność 6. Pierwszy zjazd: Edward Lichota, 18 lutego 2001.
Z przełączki w pn.-wsch. Grani Cubryny na Zadnią Galerię Cubryńską, trudność 6. Pierwszy zjazd: Tomasz Gąsienica-Mikołajczyk i Edward Lichota, 24 kwietnia 2000.
Z Zadniego Kościelca Wariantem H drogi Stanisławskiego, trudność 6. Pierwszy zjazd: Edward Lichota, marzec 2003 (ze zdjęciem nart).

Autor: Narciarz - Michał Kowalski




Na górę
 Wyświetl profil  
 
 
 Tytuł: Re: Mit Grońskiego - ekstremalne Trasy w Polskich Tatrach
PostZamieszczono: 19 sty 2011, 21:46
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23 lis 2010, 16:45
Posty: 4063
Obrazki: 4
Lokalizacja: Pawłowice
Podziękował : 857 razy
Otrzymał podziękowań: 591 razy
Imię: Marcin
Dni na nartach: 1
Marboru dzięks !!!




Na górę
 Wyświetl profil Prywatny album  
 
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 2 ] 


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  

  stat4u

  Nowości Nowości Mapa Strony Mapa Strony Index Mapy strony Index Mapy strony RSS RSS Lista kanałów Lista kanałów

Powered by phpBB © 2007 Group